Ostatnimi czasy (no dobra – dwa miesiące temu) miałem okazję korzystać bardzo intensywnie z dwóch wyszukiwarek ofert. Jedną z nich była bardzo popularna porównywarka cenowa, drugą serwis rezerwacyjny miejsc na urlop/wyjazd/wakacje.
Zaczęło się od remontu
W swoim poprzednim wpisie wspominałem o remoncie kuchni jaki przeprowadzaliśmy w tym roku, na wstępie wakacji. Przy okazji poszukiwania sprzętu do niej jak zwykle okazało się, że porównywarka jest w tym zakresie bardzo pomocna. Jak zwykle okazywało się jednak, że sprzęt który „tylko czekał żeby go zdjąć z półki”, włożyć do „koszyka” i kupić, tak na prawdę nie znajduje się w ofercie sprzedawcy.
Procedura postępowania za każdym razem wyglądała tak samo. Wyszukiwanie. O! Jest! W jednym sklepie, ale jest. Klik. O – jednak nie ma. Liczba tego rodzaju wyszukań była zastanawiająco duża.
Nasuwa się w związku z tym pytanie – dlaczego jest aż tyle ofert, które prowadzą w pustkę. A w zasadzie nie dlaczego, a po co? Wychodzi na to, że sklep ściąga użytkownika porównywarki do siebie za pomocą „pustej” oferty, żeby oferować jakiś inny produkt „w zamian”. A skoro jesteś już w sklepie, to może nie wrócisz do porównywarki, żeby sprawdzić czy ta oferta jest faktycznie najlepsza.
Komu jest to na rękę? Obawiam się, że wszystkim po tamtej stronie. Prowadząc porównywarkę z jednej strony zależałoby mi na wysokiej jakości wynikach, jednak liczba sklepów pokazujących swoją ofertę w serwisie jest zapewne bardzo istotna. A sklepy – wiadomo – chcą ściągnąć do siebie jak najwięcej klientów.
Nie zauważyłem niestety (ale może jest?) funkcji porównywarki pozwalającej na zgłoszenie „pustej” oferty i walkę z robieniem klientów „w konia” choćby w ten sposób.
A skończyło na urlopie
Drugi długi czas spędzony przed komputerem to poszukiwanie miejsca na urlop.
Szukaliśmy miejsca na urlop. Jak zwykle – na ostatnią chwilę. Tak to już jest jak wraca się samochodem z wypadu (tym razem do Oceanarium w Stralsundzie), a z głośników leci SDM. W głowach urodziło się nam „a może tak pojechać w Bieszczady?”. Urlop był, plany na dalszą część wakacji zabezpieczone, eŚwietlica.pl praktycznie przygotowana na przyszły rok. Jedziemy!
Po przeliczeniu możliwości dość szybko okazało się, że tym razem Bieszczady są poza naszym zasięgiem (jednak trochę za daleko). Ale padło na Sudety, a konkretniej Góry Stołowe.
Szukamy! Wyszukiwarka miejsc. Pierwsze podejście przyniosło porażkę, brak miejsc. Sylwia na swoim komputerze, ja na swoim. Ja znajduję, ona nie. Coś jest nie tak. Szukamy dalej.
A serwis woła „rezerwuj szybko”, „na tej stronie pozostał jeden pokój”, „98% miejsc w tym regionie wyprzedana”, „2 inne osoby przeglądają tę stronę” i tak dalej, i tak dalej.
Co więcej – serwis nie pokazywał wszystkich ofert w danym miejscu i nachalnie nawoływał do szybkiego wyboru. Ostatecznie wybraliśmy i zadzwoniliśmy. Miejsce było wolne, a urlop na miejscu udany.
I niech ktoś mi powie, że przy projektowaniu sprzedażowych serwisów internetowych nie ma znaczenia treść komunikatów, że aspekt psychologiczny korzystania z serwisu nie jest brany pod uwagę. Że to „tylko” strona.
W przyszłym roku zajmiemy się tym szybciej…
Ech, po co się oszukiwać 😀