Na wstępie zaznaczę, że nie biorę udziału w żadnym „challenge’u”, który byłby związany z poddaniem się miesięcznej próbie pracy w serwisie 😉
Opisane wydarzenia zdarzyły się naprawdę.
Odkurzacz
Od dłuższego czasu planowałem zakup odkurzacza. Poprzedni już ledwo zipał – przez 12 lat użytkowania odpadło mu to i owo, pochodził jeszcze z czasów „moc nade wszystko”. Celowałem w odkurzacz pionowy. Jak to zwykle przy zakupach tego typu rozpoznanie rynku było długie i po wielu obejrzanych filmikach, przeczytanych recenzjach i po zapoznaniu się z opiniami użytkowników wybór zapadł. Dyson. Tanio nie jest, ale dobra – raz się żyje.
Niestety – najnowszy wypust był dokładnie taki jak trzeba (doszła wymienna bateria), ale cena poszybowała w kosmos. Nie, są granice.
Skoro nie Dyson, to poszukiwania oparły się o jeden parametr – głośność, a w zasadzie bezgłośność odkurzacza. Wybór na rynku nie jest specjalnie duży, więc zapoznanie się z ofertą było dużo krótsze (chociaż poznanie różnic w opisach kodowych poszczególnych modeli też zajęło trochę czasu).
W końcu – jest. Wybrany, kupiony, przyszedł.
Lampka
Po dwóch tygodniach użytkowania zauważyłem lampkę. Zapalała się chwilę po włączeniu odkurzacza. Instrukcja mówi (no „mówi” to lekka przesada – tekstu w niej nie uświadczysz – „obrazki pokazują” byłoby tu lepszym sformułowaniem): zapali się lampka – wymień worek.
Trochę to dziwne pomyślałem, ale dobra – to nowe czasy, moc odkurzacza to coś koło 500W, może teraz worki wymienia się częściej. Wymieniłem – lampka nie zgasła.
Pokombinowałem trochę: odłączyłem rurę, wyjąłem filtry, pozatykałem, poodtykałem – cały czas to samo. Hmmm… chyba zadzwonię do serwisu, odkurzacz nowy (miesiąc temu zaczęli go sprzedawać), żeby nie było później, że spali się silnik czy coś i powiedzą…
Oczekiwanie na infolinii producenta nie trwało jakoś specjalnie długo. Miła Pani wysłuchała opowieści, poprosiła o nazwę modelu, wypytała o wszystko co mogła. Ostatecznie skierowała mnie do lokalnego serwisu.
Serwis
Co było robić – infolinia producenta mówi, żeby zanieść odkurzacz do serwisu to zaniosę. Daleko nie miałem, uzbrojony w maseczkę zaniosłem mój świeży nabytek. W serwisie odkurzacz został obejrzany, potwierdzono zachowanie zgodne z tym co mówiłem i urządzenie zostało przyjęte.
Po dwóch tygodniach zadzwoniłem do serwisu, żeby dowiedzieć się o stan reklamacji. Drobne poszukiwanie i uzyskuję odpowiedź, że oczekują na części. Reklamacja w takim razie przyjęta.
Jakiś czas później do drzwi zapukał pracownik serwisu – osoba przyjmująca nie zapisała mojego numeru telefonu. Mówi, że potrzebne są wszystkie akcesoria, które były wraz z odkurzaczem – będą go wysyłali do centralnego serwisu producenta. Wymienili wszystko co mogli i problem nadal występuje.
Telefon
Zbliżał się miesiąc od złożenia reklamacji zadzwoniłem więc do lokalnego serwisu. Uzyskałem informację, że nie mają odpowiedzi od producenta, ale czas na rozwiązanie problemu to miesiąc i po nim nastąpi wymiana sprzętu na nowy. „No dobra.” – myślę sobie – „Mam tylko nadzieję, że to nie jakaś wada projektowa i z następnym będzie to samo.”
Ostatniego dnia odzywa się telefon. Dzwoni lokalny serwis. Okazuje się, że „it’s not a bug, it’s a feature”.
Po miesiącu, przez który sprzęt leżał w serwisach i po wymianie całej elektroniki, okazało się, że:
- Instrukcja obsługi zawiera błąd;
- Infolinia producenta nie ma wiedzy o prawidłowym zachowaniu sprzętu;
- Serwis lokalny tak jak wyżej – nie wie, jak sprzęt powinien się zachowywać;
- Serwis centralny – wychodzi, że też nie skoro najpierw przysłali części w odpowiedzi na opis usterki, a następnie przez dwa tygodnie zajmowali się sprzętem;
- Odkurzacz był od samego początku w pełni sprawny.
Odkurzacz wrócił do domu. A lampka podobno informuje o konieczności wymiany worka zmieniając kolor na czerwony.