Trochę informacji i rozmyślań

Wszystko źle

Postęp pandemii SARS-CoV-2 przyśpiesza, coraz więcej osób w koło przebywa na kwarantannie, coraz więcej jest zarażonych. Wśród najbliższych znajomych pojawiają się przypadki z lekkimi objawami, ale niestety również takie z cięższym przebiegiem COVID-19.

Nasza historia zaczęła się od informacji o potwierdzeniu zakażenia u naszej znajomej z osiedla. Pierwsza reakcja to trochę otępienie wymieszane z lękiem, druga to konieczność uzyskania skierowania na test (piszę te słowa, gdy akceptowane były tylko testy na bazie wymazów z nosogardzieli) od lekarza POZ. Teleporada, podanie niepokojących nas objawów i skierowanie zostało wystawione.

Błąd 1

Skierowanie na test to zestaw cyfr przypisanych do numeru PESEL. Podany przez lekarza przez telefon. Nie umieszczony w Internetowym Koncie Pacjenta w sekcji skierowania, nie. Podany przez telefon. Żadnego SMSa, żadnego dodatkowego potwierdzenia, nic.

Błąd 2

Mamy skrzętnie zapisane cyferki – czas na umówienie się na test. Lekarz POZ mówi, że na test należy się umówić telefonicznie – podał trzy numery telefonów do mobilnych punktów pobrań na terenie Szczecina, powiedział też, że z innych miast znajdują się na stronie szczecińskiego oddziału NFZ. Informuje też, że wraz ze skierowaniem na test zostajemy objęci kwarantanną.

Dzwonimy. „Przepraszamy, ale nie możemy zrealizować Twojego połączenia”. „Abonent, do którego dzwonisz prowadzi obecnie rozmowę”. „Pi, pi, pi, pi”.

Pierwszy dzień kończymy bez umówionego testu, za to w kwarantannie.

Do rejestracji na test przyjęto najgorszą możliwą metodę – kontakt telefoniczny. W dniu, w którym byliśmy kierowani na test, skala skierowań była już bardzo duża, a punkt pobrań może odebrać tylko jedną rozmowę na raz. O tym, że najszybciej byłoby, gdyby to lekarz POZ po prostu wybierał w systemie informatycznym termin i miejsce testu dla skierowanego pacjenta (gdzie najszybciej można go zrobić) nie wspomnę.

Błąd 3

Kolejny dzień – kolejne telefony. O – wolne, ktoś odbiera, po czym w słuchawce słychać trzask i komunikat „Przepraszamy, ale nie możemy zrealizować…”. Dzwonimy już łącznie pod dziewięć numerów z całej zachodniej części województwa. W końcu – jeden z numerów w Stargardzie odbiera. Umawiamy test na 15-16.

Około 14 zbieramy się do wyjazdu, a po mniej niż godzinie jesteśmy pod szpitalem. Wjeżdżamy do środka i stajemy w długiej kolejce samochodów. Okazuje się, że umawianie na godzinę nie miało większego sensu.

Telefoniczne umówienie się na dobrą sprawę nie posłużyło do niczego. Zmarnowany czas oczekiwania w samochodzie i wywarta podświadoma presja na personel punktu pobrań – widok potężnej kolejki z pewnością nie pomaga w pracy.

Błąd 4

W końcu podjeżdżamy do stanowiska wymazowego. Podaję nazwisko, zostaję odszukany na zestawie spiętych ze sobą kartek (które były chyba zapisywane wraz z prowadzonymi rozmowami telefonicznymi). Pobierany jest wymaz, pojemnik na próbkę jest opisywany ręcznie, tak samo jak zlecenie wykonania testu.

Chyba nikt z projektujących ten sposób postępowania (mam nadzieję, że ktoś to jednak projektował) nie wiedział, że w Polsce każdego dnia wykonywane są dziesiątki jak nie setki tysięcy innych badań. I, że w tych badaniach od dawna stosuje się system znakowania próbek, który pozwala później na uzyskanie wyników przez sieć. Nikt chyba nie zadał sobie trudu policzenia czasu jaki jest potrzebny na odnalezienie nazwiska na nieuporządkowanej liście, na ręczne opisanie pojemnika, wypisanie zlecenia.

Najistotniejszym zasobem w pracy każdego specjalisty, w tej sytuacji osoby pobierającej wymaz czy diagnosty oznaczającego wynik próbki, jest jego czas. Rolą innych specjalistów jest zadbanie o to, żeby ten czas mógł być poświęcony na właściwą pracę.

Błąd 5

Teraz już z górki! Czekamy na wynik. Z doświadczeń znajomych wynika, że to dzień oczekiwania. Taaaa….

W Internetowym Koncie Pacjenta pojawiła się informacja o objęciu kwarantanną. Informacji o tym, że mieliśmy skierowanie na test lub że próbka oczekuje na analizę – brak. Stresu trochę jest, plecy zaczynają boleć (autosugestia robi swoje), słyszymy, że znajoma z początku czuje się gorzej.

Do Sylwii przychodzi SMS, że musi zainstalować aplikację Kwarantanna Domowa. Do mnie nie. Siedzimy cały czas w domu, dzieci siedzą z nami. Autosugestia spowodowała uczucie zmęczenia, punktowego bólu w klatce piersiowej.

System pilnowania ludzi na kwarantannie okazuje się dziurawy. 

Błąd 6

Tak mija pierwszy, drugi, trzeci dzień. Co jakiś czas odświeżamy pacjent.gov.pl poszukując wyniku. Strona momentami przestaje odpowiadać. Dzwonię do przychodni – oni też nie widzą wyniku. U znajomej gorzej – duszności się nasilają.

Dopiero w poniedziałek dzwonimy do znajomej, która pracuje w szpitalu w Stargardzie. Prosimy o jakąś informację, o tym co się dzieje. Okazuje się, że wynik jest ujemny, ale czeka na wpisanie do systemu. Nikt nie ma czasu tego zrobić, bo pracy z wymazami nie ubywa.

Do tej pory popełnione błędy nie pozwalają na automatyczne oznaczanie wyników w Internetowym Koncie Pacjenta. Ktoś musi je wpisać ręcznie. Ludzie mają swoje ograniczenia, swoją wydajność, swój próg odporności na zmęczenie, frustrację.

Epilog

Po kolejnych dwóch dniach udaje dodzwonić się do punktu pobrań w Stargardzie. Oni z kolei podają informację, które laboratorium zajmuje się wprowadzeniem danych do systemu. Cud, ale udaje się tam dodzwonić i wynik po niedługim czasie pojawia się w bazie. Kwarantanna będzie zdjęta o północy.

Wnioski z przebiegu całej sytuacji są zatrważające. System nie jest niewydolny tylko dlatego, że brakuje ludzi (z czasem pewnie kwarantanny spowodują również to, że zacznie brakować diagnostów). Przy projektowaniu całego sposobu kierowania, testowania i przetwarzania wyników nikt nie założył, że czas specjalisty należy oszczędzać.

Wdrożenie dobrze zaprojektowanego systemu przygotowanego do obsłużenia masowego testowania to kwestia może dwóch miesięcy pracy (w trybie zamówień rządowych odpada cały proces przetargowy).

A ten czas przecież był.