We wpisie Zimno, obrót, ciepło, gorąco, obrót sprzed czterech lat napisałem o automatycznych głowicach termostatycznych, jakie zamontowałem na grzejnikach w mieszkaniu. Od czterech lat nie istnieje dla nas problem regulacji temperatury. W tamtym wpisie nie wspomniałem jednak o jednym istotnym szczególe, który staje się szczególnie istotny w świecie oszczędzania ciepła jaki nastał w tym roku.
Rytuał wietrzenia
W przypadku korzystania z ogrzewania opartego o tradycyjne termostaty na grzejnikach istotnym tematem staje się wietrzenie mieszkania. Konkretniej – wietrzenia w sytuacji, gdy na dworze temperatury zmierzają w stronę „orzeźwiających” lub wręcz minusowych.
Tradycyjny termostat ma wbudowane zabezpieczenie przeciw zamarzaniu. Zadanie tego mechanizmu jest proste – w sytuacji, gdy wokół temperatura staje się zbyt niska, termostat otwiera się w całości, aby zapobiec zamarznięciu. Jakie są tego konsekwencje? Dość oczywiste. Wietrzenie, gdy temperatury na zewnątrz są ujemne, bez realizacji „rytuału wietrzenia” prowadzi do szybkiego rozgrzania kaloryfera. A to odbija się w zastraszającym tempie na odczytach podzielników ciepła. „Rytuał wietrzenia” polega w tej sytuacji na przykryciu, opatuleniu itp. głowicy, aby zabezpieczyć ją przed podmuchem lodowatego powietrza.
A można bez
Głowice dają możliwość zamknięcia zaworu, gdy wykryją otwarcie okna, jednak zdecydowanie lepiej sprawdzają się czujniki otwarcia okna. Niewielki czujnik założony na oknie automatycznie wykrywa jego otwarcie, co powoduje natychmiastowe zamknięcie zaworu na grzejniku. W ten sposób unika się całkowicie niebezpieczeństwa opisanego powyżej. Można całkowicie zapomnieć o przykrywaniu czy innych sztuczkach związanych z zaworami kaloryferów.
Używam w tym zakresie rozwiązań firmy Eve (dawniej Elgato), ale na rynku jest co najmniej kilku producentów mających w ofercie sterowanie grzejnikami. A takie sterowanie to chyba jeden z najsensowniejszych elementów systemów Smart Home.